Polski system opieki długoterminowej dla seniorów stoi na krawędzi kryzysu – rosnąca liczba potrzebujących kontrastuje z brakiem miejsc w placówkach opieki. W rozmowie z dr Andrzejem Lejczakiem, prezesem zarządu Krajowej Izby Domów Opieki odsłaniamy bolączki rynku opieki instytucjonalnej. To pilny apel o polityczną odwagę i realne działania, które zamiast szukać oszczędności, zaczną chronić najsłabszych i ich rodziny.

Jest Pan zaangażowany w działania koalicji organizacji, które zabiegają o systemowe rozwiązania w zakresie opieki długoterminowej w Polsce. Krajowa Izba Domów Opieki należy również do szerszego sojuszu, skupiającego zarówno organizacje branżowe, jak i pozarządowe, który w ostatnich tygodniach intensywnie działał na rzecz wdrożenia tzw. asystentury dla osób z niepełnosprawnością. Czy mógłby Pan wyjaśnić na czym polega to rozwiązanie, dlaczego jest tak istotne i z jakich powodów wciąż nie zostało ono wprowadzone?

Tak, rzeczywiście — wspólnie z wiodącymi stowarzyszeniami i organizacjami pozarządowymi, a właściwie ze środowiskiem NGO-sów, tworzymy nieformalny sojusz, który spotyka się cyklicznie w ramach Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”. Naszym celem jest reprezentowanie tych, którzy są najsłabsi w systemie — osób wymagających długoterminowej opieki, nierzadko całkowicie niesamodzielnych. A trzeba pamiętać, że opieka długoterminowa ma wiele twarzy.

Jedną z nich jest opieka instytucjonalna, obejmująca osoby starsze w zaawansowanym wieku, które z racji stanu zdrowia wymagają codziennej opieki i przebywają w wyspecjalizowanych placówkach. Rzeczywiście, temat asystentury osobistej dla osób z niepełnosprawnościami jest bardzo istotny — jednak w apelu, który niedawno skierowaliśmy do liderów partii politycznych, nie został on bezpośrednio ujęty. W ostatnich tygodniach został za to dość mocno wyeksponowany w mediach, zarówno publicznych, jak i głównego nurtu.

Ja jednak chciałbym skupić się na głównych postulatach Koalicji, które — niestety — pozostają niespełnione od lat. Apel, o którym mówimy, to już nasza trzecia taka inicjatywa. Tym razem zdecydowaliśmy się na jego publikację w trakcie kampanii wyborczej, z myślą o politykach, którzy dziś współtworzą koalicję rządzącą oraz kierują kluczowymi ministerstwami.

Jednym z naszych głównych postulatów było rozpoczęcie realnej współpracy między ministerstwami. W systemie opieki senioralnej — zwłaszcza tej instytucjonalnej — widzimy podobny dualizm, jaki panuje w samej strukturze rządu: rozdzielenie Ministerstwa Zdrowia oraz Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej powoduje, że zamiast spójnych działań mamy dwa rozłączne nurty. Tymczasem kwestie zdrowotne i społeczne są ze sobą nierozerwalnie powiązane. Naszym postulatem było więc, by polityka zdrowotna i społeczna wreszcie zaczęły ze sobą realnie współpracować — bo tylko wtedy możliwe będzie stworzenie skutecznego, kompleksowego systemu opieki długoterminowej w Polsce.

Czy na tym etapie widać jakąkolwiek współpracę między tymi zespołami? Mamy przecież międzyresortowy zespół ds. systemowych rozwiązań w zakresie opieki nad osobami starszymi, którego pracami kieruje minister ds. polityki senioralnej. Czy dostrzegają już Państwo konkretne efekty kilkunastomiesięcznych działań tego zespołu?

Z dużą nadzieją przyjęliśmy powołanie nowego ministerstwa ds. polityki senioralnej. Liczyliśmy na to, że będzie ono pełnić funkcję swoistego pomostu między Ministerstwem Zdrowia a Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – czyli tymi resortami, które odgrywają kluczową rolę w tworzeniu systemu opieki nad osobami starszymi.

Sporo oczekiwań wiązaliśmy także z flagowym projektem nowego resortu – bonem senioralnym, który przed wyborami był promowany jako czek senioralny. Zakładano, że będzie on obejmował również wsparcie w zakresie opieki długoterminowej, w tym także tej instytucjonalnej. Pamiętam, że rozmawiałem na ten temat równo trzy lata temu podczas jednej z konferencji z panią minister Marzeną Okłą-Drewnowicz. Już wtedy padały deklaracje, że państwo będzie wspierać seniorów kompleksowo – zarówno w środowisku domowym, jak i w placówkach całodobowej opieki, bo jedno nie może funkcjonować bez drugiego.

Dziś, niestety, poza samym faktem powstania ministerstwa i jego rady – zresztą świetnie obsadzonej merytorycznie – trudno mówić o szerokich konsultacjach społecznych. Mam wrażenie, że dialog ze środowiskiem organizacji zajmujących się opieką instytucjonalną praktycznie się nie odbywa.

Jako stowarzyszenie zgłosiliśmy swoje uwagi do projektu ustawy o bonie senioralnym. Do tej pory nie otrzymaliśmy na nie żadnej odpowiedzi. To rodzi pytania o faktyczną sprawczość tego projektu oraz o to, kiedy wreszcie poznamy finalną wersję ustawy. Co gorsza, obecny kształt bonu w ogóle nie uwzględnia potrzeby wspierania instytucjonalnej opieki długoterminowej. Rozumiemy, że nie da się wszystkiego ująć w jednym dokumencie, ale będziemy zabiegać o to, by w przyszłości powstał drugi projekt – może kolejny bon, który obejmie także seniorów wymagających całodobowej opieki.

Jeśli mówimy o wsparciu seniorów w kontekście opieki instytucjonalnej, to musimy opierać się na faktach i danych. Liczba osób starszych w Polsce rośnie w szybkim, ale przewidywalnym tempie. To nie jest demograficzne tsunami, jak niektórzy próbują to przedstawiać – to proces, który postępuje od lat i nie powinien nikogo zaskakiwać.

Zaskakiwać natomiast może rosnący popyt na usługi instytucjonalne. Mimo strategii deinstytucjonalizacji i unijnych założeń w tym zakresie, coraz wyraźniej widać potrzebę budowy i rozwoju stacjonarnych placówek opiekuńczych. Dlaczego? Bo mamy twarde dane. Na przykład w raporcie Ministerstwa Zdrowia z końca ubiegłego roku po raz pierwszy jasno wskazano, że w kolejce do zakładów opiekuńczo-leczniczych czeka dziś blisko 20 tysięcy seniorów, podczas gdy liczba miejsc, w tej chwili zajętych miejsc, to około 40 tysięcy. To pokazuje skalę deficytu.

Co więcej, nawet sektor komercyjny, który rozwija się dynamicznie – mamy już niemal 35 tysięcy łóżek w prywatnych domach opieki całodobowej – nie jest w stanie zaspokoić rosnącego zapotrzebowania. Obłożenie tych placówek jest praktycznie stuprocentowe. To nie są prognozy, to są fakty, które wymagają natychmiastowej reakcji systemowej.

A jak wyglądają inne podmioty po stronie publicznej? Mamy przecież DPS-y, ZOL-e, ZPO, ale także Dzienne Domy Opieki. Ile w tym momencie mamy osób starszych w systemie opieki długoterminowej i z jakich form wsparcia korzystają?

Matematyka jest tu dość prosta – mamy około 10 milionów seniorów i jedynie około 150 tysięcy miejsc w systemie opieki. W tym: około 35 tysięcy w sektorze prywatnym, około 65 tysięcy miejsc dla osób starszych w DPS-ach, a do tego dochodzą jeszcze ZOL-e z około 40 tysiącami łóżek. To daje razem około 140–150 tysięcy miejsc. Czy to dużo, biorąc pod uwagę skalę potrzeb w kraju tak dużym jak Polska? W mojej ocenie – zdecydowanie nie.

Strategia deinstytucjonalizacji, szczególnie mocno forsowana przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jest obecnie kierunkiem dominującym. Ale wystarczy spojrzeć na kraje zachodnie, które również podążają za unijnymi dyrektywami, by zobaczyć, że one nie zrezygnowały z rozwoju instytucji opiekuńczych. Niemcy mają na przykład strategię budowy 300 domów opieki rocznie. Oprócz tego funkcjonuje tam silny rynek opieki domowej oraz bardzo rozwinięty sektor tzw. mieszkalnictwa senioralnego – którego w Polsce de facto nie mamy.

Wracając do polskich realiów – popyt na usługę instytucjonalnej opieki stacjonarnej jest ogromny. I to jest bardzo istotne w kontekście naszego apelu, ponieważ dziś ani Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, ani samorządy nie mają długofalowej strategii wzmacniania rynku usług instytucjonalnych. Strategia deinstytucjonalizacji jest dla nich w dużej mierze po prostu wygodna.

Nie sposób też nie wspomnieć o kosztach – instytucjonalna opieka jest droga. I nie chodzi tylko o Polskę. Także w Niemczech czy Francji koszt pobytu w placówce przekracza możliwości finansowe emeryta. Jedna emerytura – niezależnie od kraju – zazwyczaj nie wystarcza, by w pełni pokryć te wydatki. Dlatego wracając do kwestii projektowanego bonu senioralnego, apelujemy o to, by rynek usług instytucjonalnych również został objęty wsparciem – do tej pory tego rodzaju mechanizmów po prostu nie było.

Obecnie w Polsce funkcjonują trzy równoległe segmenty opieki: zakłady opiekuńczo-lecznicze, domy pomocy społecznej oraz sektor komercyjny. Taka trójdzielność prowadzi niestety do licznych niesprawiedliwości społecznych. Na przykład osoby, które ponoszą pełne koszty pobytu w prywatnych domach opieki są wykluczone z dostępu do innych świadczeń społecznych tylko dlatego, że przebywają w instytucji. Mam tu na myśli przede wszystkim świadczenia wspierające. Dotyczy to także projektowanego 

u senioralnego, w którym zapisano, że osoby korzystające z opieki instytucjonalnej są z niego wyłączone. Oznacza to, że są one pokrzywdzone podwójnie – mimo że przez całe życie płaciły podatki, są ubezpieczone i ponoszą wysokie koszty pobytu, to nie przysługuje im dodatkowe wsparcie.

To budzi nasze rozgoryczenie jako środowiska pozarządowego. Reprezentuję wiele stowarzyszeń, z którymi miałem okazję się spotkać i wspólnie podpisać apel – ten, o którym dziś rozmawiamy. I to jest apel wynikający z irytacji, że po raz kolejny próbujemy przebić się z naszymi postulatami. Pozytywne jest natomiast to, że mimo chaosu kampanii wyborczej i licznych tematów dominujących debatę publiczną, nasz głos przebił się do ogólnopolskich mediów.

W naszym stowarzyszeniu zrzeszamy niemal 18 tysięcy łóżek w blisko 300 placówkach w całej Polsce. To ogromna liczba osób – zarówno seniorów, jak i pracowników – którzy dziś najbardziej potrzebują stabilności i elementarnej sprawiedliwości społecznej, o której wspomniałem wcześniej. Jeśli spojrzymy całościowo na system, to mamy trzy segmenty opieki. Pierwszy to rynek usług medycznych świadczonych w zakładach opiekuńczo-leczniczych, współfinansowanych przez Ministerstwo Zdrowia i kontraktowanych przez NFZ. Drugi segment to sektor usług społecznych realizowanych w domach pomocy społecznej – tu odpłatność dzielona jest między seniora a jego rodzinę, zgodnie z zapisami ustawy o pomocy społecznej. Trzeci segment to sektor komercyjny, w którym seniorzy samodzielnie ponoszą wszystkie koszty.

Naszym zdaniem ten system wymaga gruntownego uporządkowania. Obecne rozwiązania prowadzą do poważnych nierówności. Przykładowo, najtańszą usługą na rynku jest dziś pobyt w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Skutkuje to zjawiskiem, w którym pacjenci przebywają w takich placówkach przez wiele lat. I właśnie tego rodzaju placówki są najbardziej poszukiwane – niekoniecznie dlatego, że oferują najwyższą jakość usług, choć medycznie są często bardzo dobre, ale dlatego, że są najtańsze. Senior pokrywa tu koszt w wysokości 70% swojej emerytury, a resztę dopłaca NFZ. Rodzina nie musi więc nic dopłacać. Jeśli porównamy to z kosztami pobytu w prywatnych domach opieki, różnice są ogromne. W efekcie wiele osób trafia do ZOL-ów nie dlatego, że wymagają specjalistycznej opieki medycznej, lecz dlatego, że po prostu nie stać ich na inne formy wsparcia.

Mówi Pan dziś o tym, że 20 tysięcy osób już czeka w kolejce. Jednocześnie mamy do czynienia z coraz bardziej pogłębiającymi się zmianami demograficznymi. Ile tak naprawdę potrzebujemy nowych miejsc opieki? Wspomniał Pan, że Niemcy budują 300 nowych ośrodków rocznie.

Porównanie do systemu niemieckiego jest jak najbardziej zasadne. W Polsce statystycznie 1,4 % seniorów przebywa w placówce opiekuńczej. W Niemczech wskaźnik ten przekracza trzy osoby, a w krajach skandynawskich czy w Holandii to już blisko sześciu seniorów na 100 — czyli dwukrotnie więcej niż w Niemczech.

Patrząc tylko na Niemcy: budowa około 300 domów opieki rocznie to tamtejsze założenie systemowe. Oczywiście, oprócz wyzwań infrastrukturalnych istnieje tam również problem z dostępnością kadr opiekuńczych — wiele z nowo wybudowanych placówek po prostu się nie otwiera, ponieważ nie są w stanie spełnić wymogów zatrudnieniowych.

Jeśli chodzi o sytuację w Polsce — odwołam się do naszych wewnętrznych raportów prowadzonych przez Izbę. Od trzech lat monitorujemy liczbę nowo powstałych domów opieki i dane są dość stabilne. W 2022 roku powstało blisko 60 placówek, podobna liczba została odnotowana w latach 2023 i 2024, czyli już po pandemii COVID-19. Można więc przyjąć, że w Polsce buduje się obecnie średnio około 60 domów opieki rocznie. Z czego sektor prywatny odpowiada za aż 95% inwestycji, a ze środków publicznych powstają zaledwie 2–3 nowe DPS-y rocznie. To jasno pokazuje, jaka jest strategia państwa w zakresie rozwoju infrastruktury opiekuńczej — de facto sektor prywatny samodzielnie zaspokaja obecny popyt. Mówimy o tym otwarcie, ponieważ jako Izba i stowarzyszenie jesteśmy również silnie zaangażowani w rozwój usług opieki domowej. Popieramy rozwój zarówno opieki instytucjonalnej, jak i tej realizowanej w warunkach domowych, której w Polsce wciąż brakuje w profesjonalnej formie. Dlatego z zadowoleniem przyjęliśmy zapowiedź wprowadzenia bonu senioralnego, który ma wspierać właśnie opiekę domową. To istotne, ponieważ znaczna część seniorów może i powinna być zaopiekowana we własnym mieszkaniu.

Odpowiadając na pytanie o realne potrzeby: jeśli Niemcy budują rocznie 300 domów opieki, to w Polsce, aby osiągnąć porównywalny poziom dostępności usług, powinniśmy budować co najmniej 250, a być może nawet ponad 300 nowych placówek rocznie. Jednocześnie musimy równolegle rozwijać system profesjonalnej opieki domowej, którego obecnie praktycznie nie ma. Choć formalnie funkcjonuje wiele podmiotów zarejestrowanych jako agencje opiekuńcze, szacujemy, że aż 95% z nich świadczy usługi poza granicami Polski. Oznacza to, że krajowy rynek opieki domowej pozostaje w dużej mierze niewypełniony.

Jeśli jednak uda się zbudować wysokiej jakości system opieki domowej, wówczas zapotrzebowanie na opiekę instytucjonalną może być nieco mniejsze. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę obecną strukturę demograficzną, w najbliższych latach Polska będzie potrzebować około 200–300 nowych placówek rocznie.

Musimy pamiętać, że z opieki instytucjonalnej korzystają najczęściej osoby po 75., a nawet 80. roku życia — nie jest to emeryt, który dopiero zakończył aktywność zawodową. W 2025 roku w ten wiek wchodzą osoby urodzone w latach 50., a więc z okresu powojennego wyżu demograficznego. To oznacza, że przez co najmniej kolejne pięć lat zapotrzebowanie na miejsca opieki będzie systematycznie rosło. Zostało to już zauważone przez sektor komercyjny, niestety — nadal nie przez sektor publiczny.

Pojawiło się jednak światełko w tunelu. W ramach środków z Krajowego Planu Odbudowy przewidziane są inwestycje, które mają zaowocować uruchomieniem niemal 10 tysięcy nowych łóżek opieki długoterminowej w szpitalach powiatowych. To będą łóżka przeznaczone do kontraktowania przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Konkursy już zostały rozstrzygnięte, a szpitale powiatowe aktywnie przygotowują się do ich uruchomienia.

To dobra i godna pochwały decyzja — wiele nierentownych oddziałów, takich jak np. położnicze, w których rodzi się jedno dziecko tygodniowo, zostanie przekształconych w oddziały opieki długoterminowej. To realna odpowiedź na potrzeby rynku. Niestety, nadal brakuje systemowych rozwiązań, które mogłyby realnie wesprzeć rozwój całego sektora. Sam bon senioralny — wzorowany na rozwiązaniach niemieckich czy francuskich — mógłby znacząco przyspieszyć rozwój tego segmentu i przyczynić się do zwiększenia liczby dostępnych łóżek. W przeciwnym razie, za 2–3 lata może się okazać, że nie jesteśmy w stanie sprostać rosnącemu popytowi na tego rodzaju usługi.

Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć jeden istotny wątek — z perspektywy lekarza. W Polsce znacząco niedoszacowujemy liczby osób, które ze względów zdrowotnych nie mogą pozostać w opiece domowej. Mam na myśli osoby cierpiące na choroby neurodegeneracyjne, takie jak otępienia czy inne schorzenia prowadzące do trwałej utraty samodzielności. Według danych GUS, w Polsce żyje około 400 tysięcy osób dotkniętych takimi schorzeniami. W zaawansowanych stadiach choroby wymagają one stałej, profesjonalnej opieki instytucjonalnej. Jeśli zestawimy to z liczbą zaledwie 140 tysięcy dostępnych obecnie miejsc w placówkach opiekuńczych, to nawet przy założeniu, że tylko część tej grupy potrzebuje całodobowej opieki, i tak obecny system nie jest w stanie sprostać rzeczywistym potrzebom.

Wszystkie te dane jednoznacznie wskazują na pilną potrzebę gruntownych zmian systemowych. My, jako organizacja pozarządowa, staramy się aktywnie uczestniczyć w tym procesie — wskazujemy luki, proponujemy rozwiązania, dostarczamy rzetelnych analiz. Obecnie intensywnie pracujemy nad dużym raportem sektorowym, przygotowywanym na zlecenie Banku Gospodarstwa Krajowego. To ważny projekt, który, mamy nadzieję, pomoże zaplanować dalszy rozwój sektora w oparciu o realne dane i rzeczywiste potrzeby społeczne.

Czy – w kontekście bonu senioralnego, ale także potencjalnych innych rozwiązań – Państwa zdaniem zasadne byłoby rozszerzenie możliwości wykorzystania tych środków nie tylko na usługi świadczone w miejscu zamieszkania, ale również, przynajmniej częściowo, na usługi instytucjonalne? Nie koniecznie na całodobowy pobyt, ale na przykład na udział w dziennych domach opieki lub jako wkład własny przy korzystaniu z oferty komercyjnych placówek opiekuńczych? Czy warto, by seniorzy i ich bliscy mieli większą swobodę w decydowaniu, jak spożytkować przyznane wsparcie?

W naszych uwagach do projektu zawarliśmy postulat umożliwienia realizacji bonu również w placówkach instytucjonalnych. Uważamy, że obecnie rynek, zwłaszcza rynek usług opiekuńczych instytucjonalnych i komercyjnych, jest gotowy, by takie rozwiązanie wprowadzić. Zwróciliśmy uwagę na fakt, że seniorzy, którzy już dziś przebywają w domach opieki, są wykluczeni z możliwości skorzystania z bonu senioralnego, co uważamy za niesłuszne. Z drugiej strony zaproponowaliśmy, by – wobec słabo rozwiniętego rynku usług domowych – środki z bonu można było kierować również do placówek instytucjonalnych.

Rynek usług domowych jest słaby, jeśli chodzi o liczbę podmiotów, które mogłyby je świadczyć. Mówimy tu często o firmach i przedsiębiorcach, którzy musieliby zbudować zupełnie nowe struktury, a takich podmiotów obecnie po prostu brakuje. Natomiast w Polsce funkcjonuje dziś około 900 komercyjnych placówek opiekuńczych, które mogłyby niemal natychmiast włączyć się w realizację bonu. Nie trzeba też daleko szukać wzorców – w Niemczech funkcjonuje system „Pflegegeld”, w którym wsparcie finansowe może być wykorzystywane zarówno w środowisku domowym, jak i instytucjonalnym. Jeśli stan zdrowia i funkcjonowanie osoby starszej pogarsza się do tego stopnia, że usługi domowe stają się niewystarczające, możliwe jest przejście do tzw. Pflegeheimu, czyli domu opieki, gdzie wsparcie finansowe nadal jest kontynuowane.

Podkreśliliśmy w naszych uwagach, że istnieje ponad 900 gotowych placówek opieki prywatnej oraz 850 domów pomocy społecznej, które mogłyby korzystać z bonu. Te instytucje gwarantują nie tylko odpowiednią jakość usług – kontrolowaną i ocenianą – ale także zdolność do ich realizacji, ponieważ działają od lat i posiadają potrzebne zasoby oraz doświadczenie. Oczywiście ten sektor nie jest jeszcze w pełni zstandaryzowany, ale z całą pewnością jest gotowy do działania. Mówiąc wprost – mamy dziś w Polsce setki podmiotów, które mogłyby natychmiast realizować pobyty wspierane bonem senioralnym.

Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście uda się przekonać decydentów, by bon senioralny objął także te placówki. Obawiamy się, że jesteśmy w tej sprawie na przegranej pozycji. Projekt, który początkowo zakładał szeroką możliwość wykorzystania bonu – zarówno w opiece domowej, jak i instytucjonalnej – jest stopniowo ograniczany. Obecnie mówi się już tylko o wspieraniu rodzin osób pracujących, które sprawują opiekę nad bliskimi w domu. To rozwiązanie z pewnością lepiej wygląda w kalkulacjach społecznych i budżetowych, bo ogranicza koszty.

Tymczasem wciąż nie mamy gotowego projektu ustawy, który jasno określałby, jakie wsparcie zostanie przyznane, komu i w jakiej formie. Jako środowisko zabraliśmy w tej sprawie głos i – w odpowiedzi na postawione pytanie – tak, potwierdzam: jesteśmy gotowi do realizacji bonu opiekuńczego w placówkach instytucjonalnych. Nasz sektor dysponuje odpowiednimi zasobami i zapewnia standard usług, który może być podstawą do dalszego rozwoju tego rozwiązania.

Z wypowiedzi pani minister Okły-Drewnowicz, choć na razie nieoficjalnych, wynika jednak, że bon ma zostać ograniczony – zarówno co do wartości, jak i zasięgu geograficznego. Mówi się o przyznawaniu go wyłącznie w gminach do 60 tysięcy mieszkańców i w tych mniej zamożnych. To oznacza istotne ograniczenie skali projektu.

Jako jeden z argumentów za takim podejściem podaje się często brak rąk do pracy – nawet jeśli środki byłyby dostępne, brakuje osób, które mogłyby świadczyć te usługi. Pojawia się więc pytanie fundamentalne: co musi się wydarzyć, by przyciągnąć do zawodu opiekuna osoby, które dziś wykonują inne profesje, pracują w szarej strefie, albo zajmują się swoimi bliskimi? Jak sprawić, by chciały wejść do tego zawodu i w nim pozostać?

Dziś mówimy o profesji – a raczej całej grupie zawodów – które są wciąż mocno niedoceniane społecznie i słabo opłacane. Jeśli nie zadbamy o ich prestiż, o odpowiednie warunki pracy i wynagrodzenia, to nie uda się zbudować trwałego systemu opieki długoterminowej, bez względu na to, jak dobry model finansowania zaproponujemy.

Jakie działania – systemowe, edukacyjne, finansowe – należy Pana zdaniem podjąć, aby zbudować wystarczające kadry do świadczenia opieki długoterminowej, nie tylko dla obecnych 140 tysięcy osób, ale docelowo dla setek tysięcy, a w dłuższej perspektywie – dla milionów seniorów potrzebujących takiego wsparcia?

O tej instytucjonalnej rzeczywistości mówi się o około 140 tysiącach miejsc, ale gdybyśmy ją odpowiednio rozwinęli, to mogłoby ich być nawet 300, a może i 500 tysięcy. Jeśli chodzi o kadry, to jeśli podzielimy liczbę łóżek przez dwa, otrzymamy realną liczbę opiekunów potrzebnych do zaspokojenia potrzeb tych seniorów. 

Nie kupuję argumentu, że problemem jest brak opiekunów. Wręcz przeciwnie – założenie było takie, że rozbudujemy liczbę opiekunów, zapewnimy im godziwe stawki za pracę, a tym samym zniknie społeczna deprecjacja tego zawodu. Co więcej, prestiż tego zawodu wzrośnie. W bonie stawka godzinowa wynosiła kilkadziesiąt złotych, co oczywiście było krytykowane przez większość komentatorów jako zbyt niska, ale były to pieniądze pewne, które każdy przedsiębiorca mógł wpisać do swojego biznesplanu i zacząć rozwijać działalność w zakresie opieki domowej. Przepraszam, że używam słowa „biznes”, ale ono powinno być rozumiane w kontekście budowania rynku agencji pracy dla osób opiekujących się osobami niesamodzielnymi.

Wracając do Pana pytania, co zrobić, aby było więcej opiekunów – myślę, że nie potrzeba rewolucji. Trzeba konsekwentnie i skutecznie wprowadzić projekt bonu senioralnego, odpowiednio wycenić tę usługę i zapewnić stabilne warunki dla rozwoju sektora. Jeśli chodzi o instytucje opiekuńcze, to tutaj jestem bardziej pesymistyczny. Może uda się zmotywować część opiekunów, żeby wrócili z emigracji i zajmowali się polskimi seniorami, jeśli zaproponujemy im atrakcyjne wynagrodzenia.

Jednak pesymizm wynika z faktu, że rynek usług opiekuńczych charakteryzuje się bardzo wysoką mobilnością pracowników w Europie. Obserwujemy mobilność nie tylko w obrębie Unii Europejskiej, ale także transgraniczną i transkontynentalną. Moje wewnętrzne odczucie jest takie, że bez migracji pracowników opiekuńczych spoza UE Polska sobie nie poradzi. Twierdzę tak na podstawie obserwacji rynków i doświadczeń ze stowarzyszenia, w którym działamy – Senior Housing and Healthcare Association, jednego z największych międzynarodowych zrzeszeń w tej branży. Wspólnie obserwujemy, że takie kraje jak Niemcy czy Francja, będące liderami w opiece długoterminowej, korzystają z pracowników zagranicznych.

Natomiast u nas nie ma żadnego mechanizmu, który w skuteczny sposób stymulowałby rozwój agencji pracy przywożących kadrę z zagranicy – czy to z Ameryki Południowej, która kulturowo jest do nas dość bliska, czy z takich krajów jak Kazachstan, Gruzja czy inne państwa byłego bloku wschodniego.

Chciałbym na zakończenie poruszyć temat ubezpieczenia opiekuńczego, wzorowanego na rozwiązaniach niemieckich. Czy uważa Pan, że Polska powinna rozważyć wprowadzenie takiego ubezpieczenia i czy w jakiejś perspektywie czasowej byłoby to realne?


Myślę, że ze względu na sprawiedliwość społeczną i aspekt empatii, takie ubezpieczenie opiekuńcze zdecydowanie powinno zostać rozważone i wprowadzone, choć oczywiście w formie dobrowolnej. W Polsce, jako kraju liczącym około 40 milionów mieszkańców, nie mamy obecnie mechanizmu finansowego pozwalającego na wdrożenie takiego produktu na skalę ogólnokrajową, zwłaszcza jeśli mówimy o produkcie o charakterze komercyjnym.

W praktyce mogłoby to wyglądać tak, że państwo, z jednej strony, odcina grubą kreską dotychczasowe rozwiązania i buduje nowy program ubezpieczenia – nie zdrowotnego, ale właśnie ubezpieczenia na opiekę – wzorując się na systemach niemieckim czy skandynawskim. Uważam, że jest to temat, do którego warto wracać i dyskutować go szerzej, nawet jeśli w krótkiej perspektywie wyborczej nie jest to rozwiązanie, które zyska szybkie poparcie.

Dane, które omawialiśmy podczas dzisiejszej rozmowy, jasno wskazują, że współfinansowanie usług opiekuńczych jest nieuniknione. Przygotowanie się na wyzwania starości, także tej instytucjonalnej, wymaga czasu i przemyślanych działań. Nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Dlatego uważam, że młode pokolenia – osoby dopiero rozpoczynające swoją ścieżkę zawodową – powinny mieć świadomość potrzeby istnienia takiego produktu i możliwości zabezpieczenia się na przyszłość. W mojej ocenie wprowadzenie dobrowolnego ubezpieczenia opiekuńczego mogłoby stać się ważnym elementem długofalowej polityki społecznej i zdrowotnej w Polsce.

Dziękuję bardzo za tę rozmowę.

Rozmawiał Przemysław Wiśniewski

Dr n. med. i n. o zdr. Andrzej Lejczak – doktor w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Specjalista w dziedzinie fizjoterapii, technik ortopeda. Zaprzysiężony biegły sądowy w dziedzinie nauk medycznych, w specjalności rehabilitacja medyczna. Prezes Krajowej Izby Domów Opieki. Fundator Fundacji Senior – Care, inicjator projektów wolontaryjnych i prosenioralnych. Członek zespołów realizujących krajowe i międzynarodowe projekty skierowane do osób starszych: EIT HEALTH (AHAThon, Healthy and Active Ageing Bootcamp); Genrator Innowacji, Sieci Wsparcia #3. Członek zespołów naukowo -badawczych w ramach projektów: 7 Ramowy Program Komisji Europejskiej (SICA-HF); Narodowe Centrum Nauki (OPUS 12 – postDOC), Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (Pellicarnos), Agencja Badań Medycznych (FRAIL ID). Zajmuje się problematyką związaną z oceną stanu zdrowia i jakości życia subpopulacji osób starszych. Autor wielu publikacji umieszczonych w zbiorach dotyczących fizjoterapii osób starszych.