Z Katarzyną Tadeusiak-Jeznach, która prowadziła konsultacje społeczne dotyczące powstawania Rad Seniorów w projekcie „W drodze do Rad Seniorów na Mazowszu”, rozmawia Konrad Kwaśny.
Prowadziła Pani konsultacje w dwóch bardzo różnych miejscowościach leżących w okolicach Warszawy – gminie wiejskiej Stare Babice leżącej na skraju Puszczy Kampinoskiej, a także w znanym z tężni uzdrowisku Konstancinie-Jeziornie. Jak te gminy trafiły do projektu?
Do Starych Babic sama „zastukałam” , a Gmina Konstancin-Jeziorna pojawiła się w projekcie w odpowiedzi na otwarte zaproszenie skierowane przez Fundację Dialogu Społecznego i Fundację Zaczyn kierowane do samorządów mazowieckich. Burmistrz i Przewodniczący Rady Miasta Konstancin-Jeziorna byli już wcześniej zainteresowani angażowaniem seniorów w procesy konsultacyjne. Co ciekawe, pierwsza „przymiarka” do stworzenia tam Rady Seniorów miała miejsce w 2014 roku – właśnie to pierwsze trudne podejście skłoniło samorządowców do zwrócenia się o pomoc do organizacji pozarządowej spoza miejscowości.
Nieudana próba utworzenia Rady… co się stało?
Z opowieści samorządowców i seniorów rysuje się sytuacja, w której wszyscy byli zainteresowani powstaniem Rady. I mimo że obydwie strony – czyli samorząd i seniorzy – chciały powołania Rady Seniorów, to jednak dojście do wspólnych końcowych ustaleń nie nastąpiło. Sytuacja była patowa. Przeszkadzało również to, że Rada powstawała w trudnym roku wyborczym, a więc obie strony mogły podejrzewać się o polityczne intencje. Seniorzy postrzegali Radę jako inicjatywę wyborczą, wizerunkową. Samorząd zaś zapewne bał się powołania w pełni zdemokratyzowanej Rady stworzonej według modelu zaproponowanego przez organizacje senioralne posiadające przecież swoje partykularne interesy…
Zaproszenie organizacji zewnętrznej przełamało ten pat?
Tak, mimo początkowej nieufności. Uczestnicy konsultacji dostrzegli w nas przyjaciół i przede wszystkim ekspertów merytorycznie przygotowanych do konsultacji, tłumaczących trudne kwestie formalne i wskazujących konsekwencje podejmowanych decyzji. Staliśmy się w oczach uczestników akuszerami procesu tworzenia Rady, nie zaś stronę decyzyjną. Taka osoba z zewnątrz, a jednocześnie wrażliwa na lokalną specyfikę, była w Konstancinie niezbędna. Moderowałam spotkania zespołu składającego się z aktywnych seniorów i liderów lokalnych organizacji, który w czasie zaledwie dwóch spotkań opracował treść statutu Rady.
Jak przebiegały prace?
Burzliwie. Zobaczyłam że środowisko osób starszych w Konstancinie jest pełne zaangażowanych osobowości, silnych organizacji, że w tym miejscu kapitał społeczny jest bardzo duży, choć poziom nieufności również spory. Po pierwszym otwartym dla wszystkich mieszkańców spotkaniu wiedziałam, że tego kapitału wystarczy do stworzenia grupy liderów – członków Rady Seniorów. Potem już pracowałam z tą kilkunastoosobową grupą aktywnych osób, które udało się skłonić do kreatywnej pracy wykraczającej poza pilnowanie spraw organizacji, z którymi są związani, czy najbliższych wspólnot lokalnych, do których przynależą.
Jakie potrzeby wskazali seniorzy w Konstancinie?
To bardzo ważne pytanie, bo faktycznie od określenia potrzeb i spraw do załatwienia należy zacząć budowanie Rady. Wykonanie tej diagnozy jest na początku bardzo trudne. Pewne rzeczy można wyczytać z dokumentów, statystyk, strategii, ale niezmiernie ważne są subiektywne odczucia samych seniorów. Z ich wypowiedzeniem na początku nie jest łatwo, ale potem rusza lawina. Tak też było w Konstancinie – seniorzy wskazali na wiele problemów lokalnych, np. ograniczenia w dostępności oferty rekreacyjnej profilowanej, również cenowo, pod turystów. Wskazali na braki oświetlenia w konkretnych miejscach, sygnalizowali potrzebę rozbudowy sieci świetlic społecznych. Wyznaczyli pewien zakres spraw, nad którymi Rada będzie się mogła pochylić w pierwszej kolejności po swoim powstaniu. O tych potrzebach usłyszeli też samorządowcy, którzy niebawem zyskają zinstytucjonalizowanego partnera do rozmów o miejskiej polityce prosenioralnej.
A co z Babicami, jaką tam Pani zastała sytuację? Jaki kapitał społeczny?
Tutaj było inaczej. Moja motywacja do założenia Rady w moim miejscu zamieszkania była początkowo silniejsza niż mieszkańców. Dla seniorów w Babicach ta propozycja była czymś nowym…
Czyli seniorzy z Babic nie planowali powołania Rady? Czy jest sens tworzenia Rady tam, gdzie nie ma woli jej tworzenia?
Nie tworzyliśmy Rady na siłę, lecz wyszliśmy z inicjatywą, pokazaliśmy czemu ona może służyć, a to wywołało bardzo duże zainteresowanie. Wcześniej seniorzy nie wiedzieli, że takie ciało w ogóle może powstać. Nie wiedzieli, czym może się zajmować, według jakiego modelu działać. Nie znali wreszcie przykładów innych działających Rad, które mogłyby ich zainspirować. I to jest właśnie największy problem tworzenia Rad Seniorów w Polsce – nie powstają, bo nie ma o nich informacji. Ich udostępnienie wywołuje zazwyczaj iskrę zapłonu – czasem w samorządzie, częściej w środowiskach senioralnych, czasem oczywiście po obu stronach. Ta ostatnia sytuacja jest jednak rzadkością, nad drugą stroną trzeba zazwyczaj popracować, pokazać korzyści wynikające ze stworzenia Rady.
Wracając jednak do Babic – teraz wydaje mi się, że pozwoliłam sobie na pewne ryzyko. Zaproponowałam bowiem tworzenie Rady w Babicach z ciekawości badaczki i obserwatora codziennego życia tej gminy. Nie sądziłam, że będzie takie zainteresowanie, a kapitał społeczny oceniałam jako typowy dla niewielkich miejscowości. Tymczasem zainteresowanie było duże, a kapitały komunikacyjny i społeczny wyższy niż niezbędny, aby stworzyć Radę, a przede wszystkim zasilić ją społeczną pracą, pomysłami, determinacją mieszkańców.
Można powiedzieć, że był to eksperyment?
Można to tak nazwać. Ale udany, z pewnością wymagający znacznie większego zaangażowania i nakładu siły niż praca z seniorami w Konstancinie. Jeśli w Konstancinie do powstania propozycji Statutu potrzebne były trzy spotkania ze środowiskiem seniorów, w Babicach najpierw musiałam to środowisko scalić, czyli zdefiniować różne grupy, zaprosić je do rozmów, wręcz zapoznać ze sobą, a dopiero potem rozpocząć prace nad statutem.
Czyli nie było w Babicach na „dzień dobry” takiej zaangażowanej grupy jak w Konstancinie?
Babice to były długie poszukiwania, takie „kolędowanie” na spotkania różnych grup i zwoływanie otwartych spotkań z mieszkańcami. Można powiedzieć – wyławianie osób. Poza tym także informowanie, zachęcanie i aktywizowanie. Tak jest zapewne w każdej niewielkiej gminie wiejskiej czy miejsko-wiejskiej. Partnera trzeba znaleźć, zaprosić. Trzeba włożyć dużo pracy, aby nie pominąć żadnego istotnego środowiska i lokalnych samodzielnych liderów.
Czyli prace nad Statutami Rad Seniorów są już w obydwu miejscowościach zakończone?
Tak, w Starych Babicach wręcz przyjęto statut Rady, w Konstancinie, miejscowości większej i chyba trudniejszej pod względem politycznym, jeszcze nie ma ostatecznej decyzji.
Jakie rekomendacje mogłaby Pani przedstawić dla innych osób czy organizacji zaangażowanych w tworzenie Rad w niewielkich miejscowościach?
Myślę, że charakter miejscowości – miejski lub bardziej wiejski – zdecydowanie wpływa na styl życia, obyczaje, oczekiwania starszych mieszkańców, a co za tym idzie zaangażowanie ich w takie działania partycypacyjne, jakimi są Rady Seniorów. Konstancin jest miastem uzdrowiskowym – do niego starsi mieszkańcy wracają. Spora część seniorów to osoby, które zdecydowały się tu zamieszkać na tzw. stare lata. Natomiast w gminie Babice, która nie straciła charakteru wiejskiego, seniorzy mają inne wyobrażenie o swojej starości, a tym samym inne oczekiwania. To kwestie obyczajowości, innych postaw, odmiennego myślenia o tradycji czy podziale ról w rodzinie – to wszystko różnicuje społeczności seniorów w Konstancinie i Babicach.
Jakie grupy w obu miastach brały udział w konsultacjach? Można w ogóle jakieś grupy wyróżnić zgodnie z kryterium wieku, wykształcenia czy przynależności do organizacji?
Na moich spotkaniach pojawiała się „śmietanka” aktywistów gminnych, czyli osoby, które są radnymi, członkami Rad Parafialnych, działają w Radach Sołeckich czy organizacjach senioralnych – Klubach Seniora, a także innych organizacjach – jak np. Klub Wędkarzy, Koło Łowieckie, różne stowarzyszenia lokalne mieszkańców. Odniosłam wrażenie, że dominowały osoby z wyższym wykształceniem, co pokrywa się z badaniami Czapińskiego dotyczącymi aktywności społecznej w starszym wieku. Ale tu znów uwaga – zawsze trzeba zapraszać osoby niezrzeszone, docierać do tych nieco mniej aktywnych, ale jednak widocznych w działaniu. Ich wykształcenie nie ma znaczenia, choć zazwyczaj obawiają się pracy wspólnie z osobami wykształconymi.
Jakie są Pani refleksje po realizacji projektu?
Przede wszystkim, że Rady Seniorów są potrzebne. Tkwi w nich wielki potencjał, mogą naprawdę dużo wnieść w lokalną debatę publiczną. Nie warto się ich bać, przynoszą one korzyści samorządom, gdyż otrzymują one partnera do szczerej rozmowy, dzięki czemu mogą konstruktywnie procedować pewne sprawy, zamiast je konsultować z wieloma środowiskami niezależnymi od siebie. Politykom, bo bez zwracania uwagi na seniorów już nie będą w stanie wygrywać wyborów. Środowiskom senioralnym, bo Rady ostatecznie wzmacniają ich sektorową siłę. Samym seniorom, bo ich głos staje się bardziej słyszalny, obecny w debacie publicznej, nie wspominając o tym, że zyskują ambasadora, który może interweniować w ich indywidualnych sprawach. Wreszcie społeczeństwu obywatelskiemu, które jest u nas słabe. Bez mocnego społeczeństwa obywatelskiego również rozwój ekonomiczny naszego kraju nie będzie taki pewny.
Czy udało się utrzymywać zaangażowanie seniorów?
Nie trzeba go było podtrzymywać, ono było bardzo wysokie i stałe. Seniorzy zazwyczaj godzą się, że ich sprawy nie będą priorytetem. Jest to wynik trzeźwej oceny sytuacji dyskryminacyjnej, w której są stroną, której potrzeby są bagatelizowane, traktowane jako mniej ważne. W konsultacjach udawało się ten schemat przełamać. Seniorzy w mniejszym stopniu niż osoby młodsze czują się autorami swojego życia, uważają, że dla nich karty są już rozdane, partia raczej zmierza ku końcowi i trzeba zaakceptować własne położenie, dbać ewentualnie, aby nie stawało się ono gorsze. Zauważmy, że ludzie z wiekiem w sposób naturalny tracą energię. To jeden z elementów starzenia – po prostu to, co kiedyś było proste i nie wymagało wysiłku, z wiekiem robimy wolniej i z większym trudem. Przykładem jest osłabienie zmysłów słuchu i wzroku. To utrudnia choćby rozumienie rozmówcy i silnie wpływa na samoocenę. Jesteśmy świadomi swojej gorszej kondycji. Seniorzy w skrajnych wypadkach popadają w depresję i izolują się, znikają z pola widzenia znajomych i otoczenia. Są wtedy skrajnie nieaktywni. Właśnie dlatego trzeba ich wciągać w aktywności społeczne, co podnosi ich samoocenę i wraca chęć do życia z innymi u boku. Rady są szansą wydłużenia aktywności lokalnych liderów i narzędziem, aby mogli oni wyciągnąć z cienia inne osoby.
Co wiedzieli o Radach seniorzy na pierwszym spotkaniu?
Większość osób nie wiedziała, co to takiego, a cześć wręcz nie kojarzyła tego hasła, przyszła na spotkanie, aby się tego dowiedzieć, nie po to, aby coś nowego tworzyć. Wielokrotnie błędnie był określany charakter i kompetencje rady. Problem stanowiły zagadnienia o charakterze prawnym związane z zakładaniem i prowadzeniem tych ciał. Ale to wszystko szybko wyjaśniliśmy – przedstawiliśmy rady w kontekście demografii, prawa, rzeczywistości administracyjnej w odniesieniu do konkretnych zagadnień (jak partycypacja społeczna i inne).
Jak pani ocenia poziom świadomości samorządowców? Ile wiedzą o Radach i procesach partycypacji?
Urzędnicy samorządowi, z którymi pracowałam, wiedzą o radach dużo, a przede wszystkim zdają sobie sprawę, że to inicjatywa potrzebna, że angażowanie seniorów do konsultacji oraz partycypacja w procesie tworzenia polityk lokalnych tej rosnącej grupy obywateli to zysk dla całej społeczności. Ważne jest to, że w obydwu gminach najwyższa władza samorządowa – czyli Wójt i Burmistrz – byli orędownikami tej formy partycypacji. Trzeba jednak zauważyć, że nie wszędzie tak jest. Inne osoby zaangażowane w nasz projekt, pracujące w innych gminach, trafiały czasem na zupełną pustynię. Zupełny brak wiedzy. Ale temu się nie możemy dziwić, gdyż nie wynika to z niekompetencji, ignorancji czy z lenistwa. Urzędnicy czy lokalni politycy niewiele wiedzą o radach, gdyż administracja centralna nie zadbała o to, aby tę wiedzę przekazywać. W natłoku spraw omija się często kwestie istotne.
Kto tworzy Radę – osobowości czy społeczności?
Jestem zdania, że osobowości, gdyż nie zawsze tam, gdzie są organizacje pozarządowe, są prawdziwi działacze chętni do angażowania się w nowe aktywności, gotowi na wyzwania i eksperymenty. Podmiot jak społeczna Rada Seniorów to coś nowego, tworzą go ludzie odważni i chętni do działań – wolontariusze, często osoby niezrzeszone, z olbrzymią własną energią i pomysłami.
Dziękuję za rozmowę.